Tak się złożyło, ze pojechaliśmy na kilka dni do Polski. Akurat w uk był half term, wiec dzieci ominęło tylko dwa dni w szkole.
W natłoku wszystkich spraw, które były do ogarnięcia w Polsce, zadzwoniłam do szkoły dopiero około południa w poniedziałek informując o nieobecności dzieci i ich dacie powrotu. Oczywiście dostałam reprymendę, ze powinnam ich wcześniej o takich sprawach informować oraz, ze nieobecność będzie nieautoryzowana. Nie zaskoczyło mnie to szczególnie, natomiast moi znajomi z Polski nie mogli tego w żaden sposób pojąć, mimo, ze starałam się w logiczny sposób wytłumaczyć tutejsze podejście oświaty do nieobecności.
Z drugiej strony faktycznie, dlaczego muszę podawać detale każdej nieobecności mojego dziecka i to z góry i jeszcze się z tego tłumaczyć. Ale cóż, jest jak jest, maja swoje powody i cześć ich argumentów jest pewnie słuszna.
Dla mnie tylko dwa nieautoryzowane dni na przestrzeni wielu lat spędzonych w tej szkole. Ponadto wyjeżdżamy do Polski już niedługo, wiec raczej wielkiej różnicy nie zrobią.
Ważne jest jednak, ze dzięki wyjazdowi udało nam się załatwić kilka spraw:
1. Odwiedzić nową szkole- tym razem z dzieciakami. Podpisaliśmy wszystkie dokumenty, dzieciaczki dostały mundurki oraz miały okazje zostać na jednej lekcji z przyszłą klasą mojej córki.
Trochę się tego dnia obawiałam, bo córka jakiś czas temu zaczęła coraz częściej mówić, ze nie jest gotowa na zmianę szkoły. Na szczęście nauczycielka, która prowadziła lekcje miała super podejście. Moj mąż stwierdził, ze typowo angielskie 🙂 podeszła do dzieci i z wielkim uśmiechem na twarzy się im przedstawiła i wyjaśniła gdzie ich zabiera i po co. Dzieciaczki po godzinie czasu wyszły ze swoimi pracami w ręku i były bardzo zadowolone.
Dyrektora poznałam wcześniej, natomiast moj mąż miał okazje go spotkać po raz pierwszy i również spodobało mu się jego podejście do nas i do dzieciaków.
Pani sekretarka także super, pomagała przy wypełnianiu dokumentów, ciagle z nami żartowała i można było porozmawiać z nią o różnych sprawach, niekoniecznie związanych z edukacja.
2. Poszukiwanie księgowej do ogarnięcia moich spraw podatkowych. Udało mi sie porozmawiać z kilkoma osobami, które ogarniają księgowość i zaoferowały pomoc w znalezieniu odpowiedniego doradcy. Wiem, już z kim sie mam skontaktować i kiedy- a to dla mnie bardzo dużo.
3. Dzieci i ich brak czasu na nudę. Myśle, ze dzieciaki nie miały prawa sie nudzić przez te kilka dni. Od razu jak dojechaliśmy na miejsce zaczęły sie bawić z sąsiadami i biegały po podwórku aż się porządnie ściemniło. Zdążyliśmy odwiedzić znajomych z innymi dzieciakami a także wybawić sie na weselu oraz poprawinach pełnych dzieci.
4. Czereśnie prosto z drzewa! Nie wracam do Polski dla smaków z dzieciństwa, ale pierwszy raz od baaardzo długiego czasu udało mi się zajeść czereśnie prosto z drzewa. Nawet dzieci nie balu się wychodzić wysoko po drabinie i zrywać te najsłodsze z wysokości 🙂
Muszę przyznać, ze choć ostanie dni przed planowanym wyjazdem były dość stresujące z powodu odwołanego lotu w ostaniej chwilo, to sam pobyt w Polsce był wspaniałym czasem, który umocnił nas w przekonaniu, ze nasza decyzja jest słuszna. Dzieci nie mogły narzekać na nudę, nam udało się nadrobić zaległości z rodzina i ze znajomymi, a przy okazji wesela, poznać nowe twarze… dodatkowo kompletnie nie mieliśmy czasu na telefony i jakiejkolwiek social media. I tak, wiem, ze krótkie wyjazdy, szczególnie na specjalne okazje to całkowicie co innego niż wyjazd na stałe, aby po prostu tam mieszkać, mimo wszystko myśle, ze i takie krótkie pobyty mogą nam uświadomić wiele różnic pomiędzy życiem jakie mamy a jakie możemy mieć.
U nas na szczęście pozytywnie!
